W obozowisku brakuje już miejsca
Michał "Misza" Prokopiak, którego śmiało można nazwać ojcem czerskiego turnieju przyznaje, że 10 lat temu nie wierzył w to, że uda się zorganizować największą XIII-wieczną imprezę w Polsce.- Kiedy zaczynaliśmy, w turnieju walczyło 120 rycerzy. Teraz przyjeżdża do nas około 90 proc. wszystkich polskich rekonstruktorów, którzy wcielają się w postaci z czasów rozbicia dzielnicowego w naszym kraju i końca krucjat w Europie. Dobrze się tu czują. Cieszy na też, że wracają do nas widzowie, bo to o ich uznanie walczymy - mówi.
Na tegorocznym rekordzie Smocza Kompania, bractwo rycerskie, dla którego czerski turniej jest sztandarową imprezą, nie zamierza poprzestać. Byli już w Czersku rycerze z Samarkandy (jechali 2,3 tys. km) i Izraela, teraz "Misza" i jego ekipa chcieliby zaprosić rekonstruktorów z zachodniej Europy.- Marzy nam się, aby najpóźniej za pięć lat było nas, zbrojnych, na turnieju dwa razy więcej. To jest możliwe, choć niestety ogranicza nas miejsce. Sad, w którym bractwa rozbijają namioty, stał się za mały. Szukamy innego, bliskiego miejsca na dodatkowe obozowisko - mówi.Pomysłów na historyczne tło kolejnych turniejów organizatorom dostarczył jego patron - Konrad Mazowiecki. Jego życie było niezwykle barwne - prowadził ciągłe boje z poganami, sprowadził Krzyżaków do Polski, pojął za żonę księżniczkę z Rusi (miał z nią kilkanaścioro dzieci), uwięził szwagierkę w Czersku, w końcu - został objęty ekskomuniką. - To postać na przynajmniej 30-odcinkowy serial - uważa Michał Prokopiak.Cukierki ze złotem dla królowej
Jednak turniej to nie same walki, ale także pokaz życia w epoce sprzed blisko 800 lat. Tak jak przed wiekami i współcześnie za zbrojnymi podążają kramarze i rzemieślnicy. Podczas weekendowego turnieju można było podpatrzeć, jak w średniowieczu wytapiano żelazo. Maciej Tomaszczyk, na co dzień geolog naftowy z okolic Warszawy (oraz kowal-amator), ulepił z gliny dymarkę, załadował ją rudą żelaza oraz węglem drzewnym i podsycając miechem temperaturę (do 1300 st. C!) po 6 godzinach otrzymał żelazną grudę.- Przeprowadziłem kiedyś eksperyment ile czasu zajmie mi wytopienie żelaza, a następnie wykucie noża. Zajęło mi to pięć dni - opowiada.Natomiast Małgorzata Krasno-Korycińska za "co łaska" sprzedawała upieczone na kamieniu podpłomyki oraz miodownik. Mieszkanka Milanówka już zawodowo zajmuje się rekonstrukcją historyczną: szyje dawne stroje i gotuje dania wedle przepisów sprzed setek lat.- Miodownik to najstarsze polskie ciasto, kiedy jeszcze nie był u nas powszechnie dostępny cukier. W epoce renesansu dodano do niego przyprawy korzenne i tak powstał piernik - tłumaczy. - Cukier trzcinowy w epoce średniowiecza był tak drogi, że trzymano go w skarbczyku. Nadworny aptekarz Władysława Jagiełły przygotował dla jego żony Jadwigi bardzo drogie cukierki ze złota i cukru na odświeżenie oddechu. Ale nie odświeżały, a do tego szybciej psuły się od nich zęby - snuje opowieść.Ewenement na skalę krajuSpod Radzymina przybyła z kolei Anna Wojcieszuk, współczesna garncarka.- Wytwarzam garnki z gliny, na której mieszkam. Zajęłam się tym, kiedy znudziło mi się prowadzenie szkoły tańca. Zawsze mnie do garncarstwa ciągnęło - opowiada uśmiechając się.
0 0
Samym XIII wiekiem żyć się nie da...
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu piasecznonews.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz