- Nasze plany pokrzyżował zerwany ze szkoły w Górze Kalwarii dach, którego części spadły na trasę przejazdu - mówi Krzysztof Maciejewski, dyrektor rajdu. - Łączna długość wszystkich odcinków wyniosła 180 km i większości załóg, mimo niesprzyjającej pogody, udało się ten dystans pokonać.
Impreza trwała około 12 godzin i zakończyła się pod ratuszem w Górze Kalwarii około godz. 20.
- Obeszło się bez przykrych niespodzianek i wypadków, a wszyscy znakomicie się bawili - podkreśla Krzysztof Maciejewski. - Tego typu imprezy służą temu, aby wyszaleć się na zabezpieczonej trasie, a nie na drodze publicznej. Myślę, że żadna z załóg nie może narzekać na brak wrażeń.
Organizatorzy wydarzenia zapowiadają na ten rok jeszcze cztery super sprinty na autodromie na warszawskim Bemowie oraz wrześniowy rajd św. Krzysztofa. Załogi, które zaprezentują się najlepiej, w nagrodę będą mogły wystartować w planowanym na grudzień dorocznym Rajdzie Barbórki.TW
0 0
No cóż... Powalone drzewa, zerwane dachy, dziury w drogach... Jest impreza, jest zabawa... Każdy ma swoje priorytety.