Piątkowy wieczór rozpoczął się od emocji czysto piłkarskich. Już na samym początku spotkania, po błędzie bramkarza gospodarzy, bramkę zdobyli goście, a potem mogło ich paść jeszcze wiele. Walka nie wykorzystała przynajmniej kilku tzw. setek, a Semp - rzutu karnego. Mecz ten trwał jednak nie regulaminowe 90, a jedynie... 48 minut. Jego arbiter postanowił bowiem... ewakuować się w przerwie ze stadionu.
Sędzia poczuł się zagrożony
Przyczynę takiego stanu rzeczy opisał w protokole meczowym, do którego treści udało nam się dotrzeć, sędzia Hubert Pułapa. Jego relacja przedstawia się dość dramatycznie:"Schodząc do szatni sędziowskiej, którą podczas dzisiejszych zawodów był mój samochód, zaatakował mnie jeden z kibiców głośno mówiąc: "Za...ać ci?!". Gdy spojrzałem w jego kierunku dodał: "Co się tak patrzysz?!", po czym ruszył w moją stronę. Został zatrzymany przez osobę/działacza klubu ubranego w jaskrawą kamizelkę.Odciągany agresor wykrzykiwał: "Wyjdziesz tylko na parking, to cię zajebię!". Zamarłem w bezruchu. Pomyślałem sobie: co ja takiego zrobiłem, że on jest skłonny odebrać mi nawet życie. Poczułem się zagrożony. Jeszcze raz przemyślałem sobie sytuację, po czym podszedłem do trenera. Poinformowałem go o zdarzeniu, jak również przekazałem mu swoje obawy. Potraktowałem sprawę poważnie, nie zlekceważyłem gróźb pod moim adresem. Czułem się niebezpiecznie i zapowiedziałem, że jeśli na obiekcie nie będzie osób mogących zadbać o moje bezpieczeństwo w postaci patrolu policji, wówczas ja nie wyjdę na drugą połowę. Całą przerwę około 20 minut przebywałem w samochodzie.Podszedł do mnie jeden z działaczy klubu, pan Marcin Sarnowski i próbował nakłaniać mnie do odstąpienia od mojej decyzji. Powiedział mi, że on jest funkcjonariuszem publicznym i zadba o moje bezpieczeństwo. Gdy poprosiłem go o wylegitymowanie, okazało się, że jest strażakiem zawodowym, a nie o takiego funkcjonariusza prosiłem. Część naszej rozmowy nagrywał jeden z działaczy. Pan Marcin wykorzystując swoje kontakty w straży próbował kilkukrotnie połączyć się z komisariatem.Nikt nie odbierał. Podczas prób łączenia zbliżał się do mojego samochodu agresor. Zapytał działacza czy nagrywa, a gdy uzyskał potwierdzenie powiedział: "A szkoda...". Gdy pan Marcin dalej bezskutecznie łączył się z policją, agresor zaszedł niepostrzeżenie z tyłu telefonującego pana Marcin, odepchnął go i zrobił zamaszysty ruch ręką. Nie czekałem na dalszy rozwój sytuacji. Odpaliłem samochód i odjechałem."
Czegoś takiego tu jeszcze nie było
Zupełnie inaczej całą tę sytuację widzieli jednak przedstawiciele gospodarzy, którzy opublikowali na swoim profilu w mediach społecznościowych oficjalne oświadczenie. Klub podkreśla w nim, że "przez 48 minut pierwszej połowy oraz czas przerwy i po niej nikt nieuprawniony nie przebywał/nie wtargnął na murawę, nikt z zespołu Walki Kosów ani sztabu trenerskiego nie znieważył sędziego, kibice obu drużyn kibicowali wspólnie na trybunach i nikt ani w trakcie, ani po zakończeniu zawodów nie informował, że czuł się zagrożony".Ponadto działacze lesznowolskiego klubu wyrazili przekonanie, że "zawodnicy drużyny gości i sztab trenerski nie czuli się zagrożeni", a za to - "zagubieni i pozostawieni przez Sędziego", a zawody nie zostały przerwane w żadnym momencie przez arbitra, tylko porzucone, co nie wydarzyło się jeszcze nigdy wcześniej w historii Walki Kosów.
Sprawę skomentował również, obecny na meczu, lesznowolski rady Marcin Kania.- W czasie przerwy w meczu sędzia wsiadł do swojego auta i, mimo usilnych próśb, w tym mojej, odjechał, co jest niedopuszczalne i świadczy o braku profesjonalizmu - uważa Marcin Kania. - W pełni solidaryzuję się z Oświadczeniem drużyny Walki Kosów i uważam, że taka sytuacja nie powinna mieć miejsca w sporcie. Każdy sędzia ma obowiązek odpowiedzialnie pełnić swoją rolę, a jego decyzje powinny być podejmowane z uwzględnieniem dobra zarówno zawodników, jak i kibiców.Trener Walki Kosów Rafał Wiśniewski nie krył również tego, że - delikatnie rzecz ujmując - nie ceni sobie najwyżej umiejętności czysto sędziowskich Huberta Pułapy.- Sędziowanie tego Pana jest tragiczne i wszyscy o tym wiedzą - skomentował Rafał Wiśniewski. - W tym meczu, tzn. w pierwszej połowie, bo druga się nie odbyła, wyczyniał cuda i kibice krytykowali jego pracę. Jestem w szoku i wszyscy którzy byli - kibice, goście (przeciwnicy) też, bo nic takiego się nie działo żeby miał jakieś podstawy do zakończenia meczu przed czasem. A tak poza tym, zamiast się przebierać w szatni, to robił to w samochodzie - nawet części dokumentów nie pozabierał..O tym jakie rozstrzygnięcia zapadną w sprawie tego spotkania - czy np. przyznany zostanie walkower dla drużyny gości czy też może mecz zostanie dokończony w innym terminie i (zapewne) innej obsadzie sędziowskiej, o tym zdecyduje już organizator rozgrywek - Mazowiecki Związek Piłki Nożnej.
Grzegorz Tylec/fot. W4GNER
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz