Celem akcji było zatrzymanie zaliczanych do najgroźniejszych przestępców w Polsce - Roberta Cieślaka i Białorusina Igora Pikusa, członków tzw. gangu "Mutantów" z podwarszawskiego Piastowa.
Bitwa z bandytami
Przestępcy, nie namyślając się długo, odpalili znajdujące się na posesji ładunki wybuchowe i zaczęli ostrzeliwać antyterrorystów z 29 jednostek broni palnej, w tym pistoletów maszynowych i karabinów automatycznych. W wyniku akcji poległo dwóch funkcjonariuszy, a 17 zostało rannych. Zginęli też Cieślak i Pikus, którzy zatruli się tlenkiem węgla (willa w której się ukrywali częściowo spłonęła).
Kto zawinił?
Strzelanina w Magdalence została zinterpretowana jako klęska policji. Niedługo potem zaczęto szukać winnych. Na ławie oskarżonych zasiedli ówcześni: dowódca pododdziału antyterrorystycznego, naczelniczka wydziału ds. walki z terrorem kryminalnym KSP oraz zastępca komendanta stołecznego policji. Zostali oskarżeni m.in. o niedopełnienie obowiązków przy planowaniu i przeprowadzaniu akcji. Sądy pierwszej instancji trzykrotnie oddalały te zarzuty, jednak apelację składała prokuratura i oskarżyciele posiłkowi więc sprawa trafiała do ponownego rozpatrzenia. Po drugim uniewinnieniu w 2015 roku prokuratura odstąpiła od składania kolejnej apelacji, ale zdecydowała się na nią matka jednego z poległych w Magdalence policjantów. W zeszłym roku sąd apelacyjny kolejny, trzeci już raz uniewinnił trójkę byłych funkcjonariuszy.
Dziennikarskim okiem- Mój telefon zadzwonił przed 6 rano - wspomina Kamil Staniszek, redaktor naczelny "Kuriera Południowego". - Na miejscu byłem kilkanaście minut później, niecałe trzy godziny po strzelaninie. Przy zbiegu Al. Krakowskiej z ul. Łączności zebrał się tłum dziennikarzy ze wszystkich liczących się mediów ogólnopolskich. Policja blokowała wszystkie drogi w Magdalence i udzielała szczątkowych informacji. Początkowo nie było wiadomo ilu policjantów zginęło w strzelaninie, a ilu trafiło do szpitala. Dziennikarze szturmowali okoliczne domy próbując usłyszeć choć kilka zdań od mieszkańców.
- Część ulic odblokowano dopiero po kilku godzinach i wtedy dziennikarze mogli się nieco zbliżyć do posesji, na której w nocy doszło do dramatycznych wydarzeń - wspomina Kamil Staniszek. - Słychać było wybuchy, a znad dachu domu przy ul. Środkowej unosił się dym. Wciąż detonowano ładunki, znajdujące się na terenie posesji. Do mieszkańców ul. Środkowej dotarłem jako pierwszy - opowiedzieli mi o nocnej strzelaninie. Ich dramatyczne relacje przypominały doniesienia korespondentów wojennych. Wciąż było widać ślady krwi oraz dziesiątki łusek i naboi powbijanych w śnieg.
0 0
Szkoda chłopaków... Psiarnia podpaliła dom ponieważ bali się walczyć.
Wstyd dla policji z numerami tablic rejestracyjnych Milicji Obywatelskiej.. Wstyd