Jego rodziną byli parafianie
Gdy ksiądz Kwaśnik objął parafię w Starej Iwicznej, wkrótce zarówno kościół, jak i jego otoczenie, plebania i pobliski cmentarz zaczęły się zmieniać. To wszystko było możliwe nie tylko ze względu na napływ nowych mieszkańców, ale przede wszystkim dzięki zdolnościom organizacyjnym i zaangażowaniu proboszcza.
- Podpiwniczyliśmy plebanię, stare garaże przerobiliśmy na salę, powstało też piękne ogrodzenie wokół cmentarza - wylicza Janina Pytkowska. - Ksiądz Kwaśnik był bardzo w to wszystko zaangażowany. Gdy budowaliśmy ogrodzenie cmentarza, potrafił zjeździć pół Polski, żeby od każdego producenta przywieźć po jednej cegle i wybrać odpowiednią. O sobie w ogóle nie myślał, jeździł rozwalającym się samochodem, a jak dostał nagrodę za organizację uroczystości w Miednoje, to od razu przeznaczył ją na prace remontowe w parafii. Nie miał bliskiej rodziny, zawsze mawiał, że jego rodziną są parafianie.
Najwięcej czasu i serca ksiądz Kwaśnik wkładał w działalność duszpasterską. Po tym jak został proboszczem w Starej Iwicznej, zaczął też pełnić funkcję kapelana pobliskiego oddziału prewencji policji.
- Ksiądz Kwaśnik był młody duchem, potrafił znaleźć wspólny język z policjantami, bardzo szybko stał się ich ulubieńcem - wspomina Romuald Stępniewski, emerytowany policjant i przyjaciel ks. Andrzeja Kwaśnika. - Cały czas coś robił, miał mnóstwo pomysłów i energii. Dla siebie nie miał nawet 5 minut, wciąż gdzieś gnał, ale zawsze uśmiechnięty i pełen humoru. Gdy zawiązało się stowarzyszenie Warszawska Rodzina Policyjna został jej kapelanem, później także kapelanem Federacji Rodzin Katyńskich.
Bolesne rozstanie
- Zaczęło się od Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego - mówi Romuald Stępniewski. - To stowarzyszenie za bazę obrało sobie właśnie kościół w Starej Iwicznej. Od tamtego czasu parafia ta stała się mekką motocyklistów.
Ksiądz Kwaśnik sam na motorze nie jeździł, ale starał się przyciągnąć do parafii ludzi z pasją. Zawsze był otwarty na nowe pomysły i inicjatywy parafian. Kościół w Starej Iwicznej był nie tylko centrum duchowym, ale i kulturalnym. W parafii powstała schola dziecięca i schola rodzin. W kościele odbywały się niezapomniane koncerty, wieczorki kulturalne przy muzyce Chopina, poezji Słowackiego, Norwida, koncerty muzyki pasyjnej, a nawet wystawy.
- Wiadomo, że wybitny muzyk nie zagra na byle jakim instrumencie. Pamiętam, że proboszcz potrafił na taki koncert zorganizować instrumenty z Akademii Muzycznej - wspomina Stępniewski. - Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Jego zasługi dla kultury były olbrzymie.
Kolejną inicjatywą ks. Kwaśnika była organizacja odpustów i festynów parafialnych, na które całymi rodzinami przychodziło tysiące osób, nie tylko z gminy Lesznowola.
Nic dziwnego, że parafian bardzo poruszyła wieść o przeniesieniu proboszcza do warszawskiej parafii na Sadybie.
- Chcieliśmy coś zrobić, by do tego nie dopuścić - wspomina Janina Pytkowska. - Padł nawet pomysł, żeby zorganizować jakiś protest, ale gdy nasz proboszcz tylko się o tym dowiedział, kategorycznie nam zabronił. Tłumaczył, że jest subordynowanym duchownym i takimi protestami zrobilibyśmy więcej złego niż dobrego. Też bardzo przeżywał rozstanie z naszą parafią, w oczach miał łzy, ale jak tylko zobaczył, że i my płaczemy to zaczynał żartować i nas pocieszać.
Gdy żegnał się z parafianami powiedział: "Bywają takie chwile gdy życie człeka gniecie. Należy się na płask położyć i przeczekać. Tu nie pomoże zbroja, przyłbica ani kask tu jedna rada moja, położyć się na płask".
Sercem pozostał w Starej Iwicznej, spoczął w Wilanowie
Choć ks. Andrzej Kwaśnik odszedł do warszawskiej parafii, sercem pozostał w Starej Iwicznej.
- Gdy przestał się u nas pojawiać zapytałam, czy się na nas obraził, że odwiedza nas tak rzadko. Odpowiedział, że musi przeciąć tę pępowinę, która go wciąż łączy z naszą parafię - mówi Pytkowska.
Piątek, dzień przed katastrofą, jak zwykle był dla ks. Andrzeja Kwaśnika bardzo pracowity. Koło południa uczestniczył w uroczystościach z okazji 70-lecia zbrodni katyńskiej, które odbyły się przy komendzie głównej policji. Wieczorem w kościele w Starej Iwicznej udzielił ostatniego ślubu.
Księdza Andrzeja Kwaśnika bardzo ciepło wspomina wójt Lesznowoli, Maria Jolanta Batycka-Wąsik.
- Znałam Go od samego początku pełnienia przez Niego funkcji proboszcza parafii w Starej Iwicznej. Przez te lata kapłańskiej służby na terenie naszej gminy odcisnął trwały ślad w naszych sercach, w sercach dorosłych i młodzieży, którą bardzo kochał - wspomina wójt Lesznowoli Maria Batycka-Wąsik. - Każdy kontakt z Nim był nie tylko zaszczytem, ale i radością. Był osobą o wielkim sercu, zarażał optymizmem i pogodą ducha. Podejmował wiele inicjatyw na rzecz integracji środowiska lokalnego, np. organizował festyny z okazji Zielonych Świątek, koncerty, wystawy, imprezy sportowe ze swoim "Wichrem", kolonie dla dzieci i młodzieży i wiele innych. Jego płomienny uśmiech jest nie do zastąpienia...Pozostał żal i zaduma.
- Kiedyś przy okazji budowy ogrodzenia, przechadzaliśmy się po cmentarzu. ks. Kwaśnik zatrzymał się przy środkowej alejce i wskazując miejsce przy dwóch wysokich drzewach powiedział: "Chciałbym być kiedyś tutaj pochowany" - opowiada Romuald Stępniewski.
- Czy biskup wyrazi zgodę, żeby spoczął w Starej Iwicznej? - zastanawiali się mieszkańcy Nowej Iwicznej.
Życie jest piękne, trzeba tylko pięknie żyć
- Ksiądz Andrzej odcisnął trwały ślad na naszej lesznowolskiej ziemi oraz trwały ślad w sercach tak wielu z nas - powiedziała wójt gminy Lesznowola Maria Batycka-Wąsik. - Zostawił nam on w testamencie swój promienny uśmiech, wiele dzieł, które pielęgnujemy oraz głębokie przesłanie, które wszyscy już znamy na pamięć: "Życie jest piękne. Trzeba tylko pięknie żyć".Kamil Staniszek
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz