- Tym wydarzeniem żyła wtedy cała Polska - wspomina Andrzej Aromiński. - Pisały o tym wszystkie gazety, a w telewizji każdego dnia ukazywały się relacje z trasy.
Wszystko zaczęło się w roku 1952, kiedy to na podparyskim torze Linas-Montlhery francuska Simca-Aronde pobiła rekord średniej prędkości na dystansie 25 tysięcy kilometrów, 25 tysięcy mil i 50 tysięcy kilometrów. Simca osiągnęła średnią prędkość około 118 km/h. W 1963 roku rekord Simci poprawił minimalnie na dystansie 25 tysięcy mil Ford Cortina. Potem z rekordami tymi mierzyło się jeszcze kilka koncernów samochodowych, m.in. japoński Datsun. Bez powodzenia. W 1973 roku rekordy Francuzów miał pobić Polski Fiat 125p.
Mordercza próba
Za kierownicą pojazdu co 3-3,5 godziny zmieniało się - jak określała ich ówczesna prasa - "siedmiu wspaniałych". Zespół, który miał pobić rekord, dobierał Sobiesław Zasada - trzykrotny mistrz Europy. Znaleźli się w nim m.in. Robert Mucha - zwycięzca Rajdu Monte Carlo, Andrzej Jaroszewicz zwycięzca Rajdu Akropolis, syn PRL-owskiego premiera Piotra Jaroszewicza oraz mieszkaniec Magdalenki, Andrzej Aromiński - kierowca rajdowy i doświadczony mechanik. - Rok wcześniej bardzo pomogłem Sobkowi Zasadzie podczas Rajdu Monte Carlo, wymieniając w jego fiacie tylny most. Zaskarbiłem tym sobie jego zaufanie - wspomina Andrzej Aromiński. - Myślę, że właśnie dlatego zaprosił mnie do próby bicia rekordu średniej prędkości na Fiacie 125p.
Genialny mechanik Aromiński
23 czerwca 1973 Fiat 125p przejechał dystans 25 tysięcy kilometrów ze średnią prędkością 138 km/h. Rekord Simci został pobity o ponad 20 km/h. 27 czerwca auto przejechało 25 tysięcy mil, a średnia prędkość przejazdu jeszcze odrobinę wzrosła, zaś trzy dni później Fiat 125p dojechał do mety, pokonując dystans 50 tysięcy kilometrów (średnia prędkość 138,27 km/h).
Bohaterski wyczyn
Andrzej Aromiński wspomina, że po pobiciu rekordu bardzo wzrosła sprzedaż Fiata 125p we Francji. - Nasz wyczyn był dla samochodu świetną reklamą - dodaje. - W nagrodę wszyscy dostaliśmy talony na fiata lub malucha. Ja się nie spieszyłem i swojego samochodu nie odebrałem. Za to w 1979 roku zgłosiłem się po talon na poloneza. Kupiłem go za 164 tysiące zł, a po czterech miesiącach sprzedałem za 400 tys. zł. Takie to były czasy... W każdym razie nasze trzy rekordy do tej pory nie zostały pobite. To cieszy.
Andrzej Aromiński w ostatnim rajdzie pojechał w 1977 roku, w styczniu 1982 roku został natomiast zmuszony do wyjazdu z kraju. Do Polski wrócił w roku 1989. Dziś ma firmę zajmującą się m.in. administrowaniem nieruchomościami. - Do tej pory zdarza mi się oglądać rajdy, bo to nieprzewidywalny sport - mówi. - Czasami lubię też pogrzebać przy samochodzie. Choć dzisiejsze auta są o wiele bardziej nowoczesne i nie ma przy nich za wiele do roboty, Fiat 125p był samochodem z duszą - dodaje, wyjmując z kieszeni miniaturowy model rekordzisty z 1973 roku, wyprodukowanego przez FSO.Tomasz Wojciuk/ fot. Andrzej Aromiński
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz