Suplementy z kolagenem na stałe weszły do kosmetycznych rutyn – dodajemy je do wody, kawy, koktajli. Kolagen to przede wszystkim główne białko podporowe skóry, chrząstek i kości, które z wiekiem naturalnie zaczynamy tracić. Wraz ze spadkiem jego produkcji pojawia się wiotkość, zmarszczki, większa podatność na kontuzje czy „strzelanie” w stawach. Pytanie, które pada coraz częściej, brzmi: skoro wybór jest tak duży, to sięgnąć po kolagen rybi czy wołowy?
Kolagen rybi powstaje głównie ze skór, łusek i kości ryb – które w dużej mierze są produktem ubocznym przemysłu spożywczego. Kolagen wołowy pozyskuje się ze skóry, tkanki łącznej i kości bydła. Na poziomie biochemii oba są bardzo podobne: dominują w nich te same typy kolagenu (I i III), które odpowiadają za jędrność skóry oraz wytrzymałość kości i ścięgien, a przy surowcu z chrząstek pojawia się także typ II, kluczowy dla kondycji stawów.
W suplementach używa się hydrolizatu kolagenu, czyli białka pociętego enzymatycznie na krótkie peptydy. Dzięki temu proszek dobrze rozpuszcza się w wodzie i jest łatwo wchłaniany z przewodu pokarmowego. Badania pokazują, że po spożyciu kilku–kilkunastu gramów hydrolizatu we krwi pojawiają się charakterystyczne peptydy (np. Pro-Hyp), które docierają m.in. do skóry i chrząstek, gdzie wspierają procesy regeneracji.
To hasło często pojawia się w reklamach nutrikosmetyków. Raport Bodypak „Kolagen morski vs. wołowy – różne źródła, ten sam mechanizm regeneracji” zwraca uwagę, że hydrolizaty rybie mają zwykle nieco mniejszą masę cząsteczkową niż wiele hydrolizatów wołowych, co może sprzyjać szybkiemu wchłanianiu.
Kiedy jednak spojrzymy na efekty kliniczne, różnice przestają być tak wyraźne. Metaanaliza 26 badań z udziałem ponad 1700 osób wykazała, że systematyczne przyjmowanie 1–10 g hydrolizatu kolagenu dziennie przez 8–12 tygodni poprawia nawilżenie i elastyczność skóry oraz zmniejsza widoczność drobnych zmarszczek w porównaniu z placebo – i dotyczy to zarówno kolagenu rybiego, jak i wołowego.
Analizy podgrup nie pokazały jednoznacznej przewagi jednego źródła nad drugim – o efektach decydowały głównie dawka, czas stosowania i jakość produktu. Innymi słowy: dobry kolagen rybi będzie lepszy niż słaby wołowy – i odwrotnie. Z punktu widzenia skóry ważniejsze jest, czy faktycznie dostarczamy kilka gramów dobrze zhydrolizowanego białka dziennie, niż z jakiego dokładnie gatunku pochodziło.
Kolagen stanowi około 60% suchej masy chrząstki stawowej, więc nic dziwnego, że znalazł swoje miejsce w preparatach „na stawy”. W badaniach przywoływanych w raporcie dawki ok. 10 g hydrolizatu kolagenu dziennie przez 3–6 miesięcy wiązały się z istotnym zmniejszeniem bólu stawów i poprawą funkcji ruchowej w porównaniu z grupą kontrolną. Tu również stosowano zarówno kolagen bydlęcy, jak i rybi, a mechanizm działania – dostarczanie tych samych peptydów i aminokwasów budulcowych – był wspólny.
Z perspektywy efektów na skórę i stawy raport Bodypak jest dość zgodny: rybi i wołowy są bardziej podobne niż różne. W wyborze mogą natomiast pomagać:
W praktyce najbezpieczniejsza recepta brzmi: wybierz produkt od uczciwego producenta, dostarczaj 2,5–10 g hydrolizatu dziennie, łącz go z witaminą C i daj sobie minimum 2–3 miesiące na ocenę efektów.
Pamiętaj, że kolagen to nie recepta na rozwiązanie problemów, a jedynie dodatek do podstawy. A jest nią przede wszystkim sen, regeneracja, dobra dieta i odpowiednia ilość aktywności fizycznej. W razie wątpliwości co do przyjmowania jakichkolwiek środków, należy skonsultować się z lekarzem.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu piasecznonews.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz